piątek, 7 października 2016

Od podkładki do obrusa - na co warto zwrócić uwagę przy wyborze kordonka...cz.5

Muza 10, to najgrubszy kordonek na jakim przyszło mi pracować. Dobrze skręcony, lekko merceryzowany, idealnie prowadzi się po szydełku. Polskiej produkcji nić do szydełkowania otrzymałam w prezencie od Babci <3 Całe trzy motki białego szczęścia :) ... Kurczę... jak niewiele mi trzeba, żeby moje pycho rozjaśniło się w uśmiechu aż po trzonowe siódemki i żebym zaczęła podskakiwać jak kilkuletnie dziecko ;)
Pomacałam, rozwinęłam fragment kordonka i postanowiłam, że powstaną z niego podkładki pod kubki.  Wyszperałam najgrubsze szydełko jakie miałam 1.2 i zaczęłam dziergać. Wzór metodą prób i błędów powstał w 20 minut.


Rozprasowana podkładka nie wymagała krochmalenia, żeby trzymać formę. Powstało 6 podkładek.
Zamruczałam sobie jak kot i poczułam niedosyt... Może by tu jeszcze coś wyszydełkować, może by jeszcze... Skoro są podkładko pod kubki, no to przydałaby się jeszcze jakaś serweta z połączonych elementów pod talerz, albo pod dzbanek z herbatką...


Najlepiej dwie, pod oba elementy zastawy...
Nooooo....pomyślałam, prezentuje się całkiem, całkiem :) Gęsty wzór z wykorzystaniem Muzy 10 nadaje się na wszelkiego rodzaju podkładki, te mniejsze i te większe.
W moim przypadku, jak zwykle przy dzierganiu, pojawił się znajomy objaw... w miarę szydełkowania apetyt rośnie. Po co się rozdrabniać, machnę coś większego tym wzorem na taki okrągły stolik... Po kilku dniach, miałam co chciałam. Przy grubym kordonku "przyrost" robótki był błyskawiczny. Pracowało się szybciutko, bo wzór oparty na słupkach i półsłupkach, sprzyjał nawet jednoczesnemu oglądaniu TV (jakiś "mózgotrzepny" serial czy talent show są idealne, bo nie wymagają ciągłego patrzenia w ekran a i wątek ich jest przewidywalny). Generalnie wszystko super... Tylko efekt jakiś taki "niebardzo". Małe i duże podkładki były zdecydowanie "bardziejsze", użyteczniejsze, wyględniejsze, efektowniejsze , a ta duża serweta przypominała skorupę żółwia...






Dosłownie i w przenośni. Sami widzicie.. dodać rączki, nóżki i żółwiastą głowę i okaz fauny gotowy. Na dodatek sztywność gęstego wzoru w połączeniu z grubym kordonkiem, będąca atutem podkładek, w przypadku serweto-obrusu stała się jego największym problemem. Na stoliku kawowym, to większe "dzieło" wyglądało ciężko i nieefektownie. Żyło własnym życiem, przesuwając się przy najmniejszym dotknięciu. Zsunięte częściowo ze stolika nawet swobodnie nie dyndało...Wrrrrrrrr :(





To czy wzór jest ładny, pozostawiam Waszemu subiektywnemu odczuciu. Dziś wiem, że tego typu gęsty, patchworkowa praca wyglądałaby o niebo lepiej na ciężkim i większym meblu. Wzór i kordonek znalazłyby też godne miejsce na wielkim, 12osobowym stole w stylu mebli gdańskich, jeśli ktoś koniecznie chciałby uchronić ich piękny blat przed zniszczeniem. Jako kapa na małżeńskie łoże również zaprezentowałby swój cały urok. Tyle tylko, że w obu przypadkach trzeba by jeszcze popracować nad ich rozmiarem, by choć długość osiągnęła ponad dwa metry.
Chwilowo serweto-obrus spoczął w czeluściach komody czekając na lepsze jutro.
Podkładki w wersji małej i większej doczekały się za to jeszcze kilkukrotnych "wydań" , w kolorze ecru, beżu i bieli x4. Funkcjonują znakomicie, a stopień ich zużycia świadczy, że jest to u mnie w domu ekstremalnie intensywnie eksploatowana robótka :)
Życzę Wam miłego weekendu. I wielu przyjemności z szydełkiem w dłoni :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz