czwartek, 22 października 2020

Koronka z góralami

 Powrót do Wisły mimo wszystko był dla mnie rewolucją. Pakowanie, przeprowadzka, zamykanie jednego życiowego rozdziału i otwieranie kolejnego... niby znanego... ale już nie takiego samego. I, o ile ja odnalazłam się szybko, to dla moich dzieciaków to zupełnie nowa i stresująca sytuacja. Na szczęście na odstresowanie najlepszą odskocznią jest pasja ☺️One miały swoją, ja też 👪

Z wielką przyjemnością, co drugą sobotę, uczestniczyłam w warsztatach koronki koniakowskiej. Warsztaty zorganizowane w Centrum Koronki Koniakowskiej w Koniakowie prowadziła Małgorzata Pawlusińska. 




Nie ukrywam, że nie skończyłabym tej pięknej koronki, gdybym "heklowała" (szydełkowała) tylko podczas zajęć.. mimo, że to 36 godzin warsztatowych. Starałam się liczyć ile czasu potrzebowałam na zrobienie takiej serwety... i obliczyłam, że zajęło mi to ponad 110godz. 



Było warto? Oczywiście!!! Gotowa koronka, to ten najbardziej namacalny "dowód". Są jeszcze te "bonusowe": miło spędzony czas, nowe doświadczenia, piękne znajomości, które przetrwały mimo zakończenia warsztatów.


I pomyśleć, że kilka lat tmu, na stronach tego bloga, umieściłam zdjęcie tej koronki, a zobaczyłam ją podczas wystawy będącej podsumowaniem warsztatów koronki koniakowskiej, które odbyły się w Muzeum Beskidzkim w Wiśle. Wtedy koronka z tańczącymi górlami przykuła moją uwagę właśnie dzięki tym misternym "ludzikom". 

Dziś mam ją! Zrobioną własnoręcznie. Doceniam to, co dzięki warsztatom otrzymuję. Nowe motywy, ważne wskazówki... Z każdą taką koronką mam coraz większą świadomość, że odrabianie pięknych, nietuzinkowych serwet jest niezmiernie przyjemne, ale nasuwa się też pytanie: Jak wielką satysfakcję da stworzenie takiej niepowtarzalnej koronki samodzielnie? 

Ciągle poznaję koronkę koniakowską, ciągle się jej uczę, nadal jestem nią nienasycona... 

Jeszcze tylko wspomnę, że koronka poswtała przy użyciu kordonka Altin Basak Klasik i szudełka 0,7.


  


piątek, 29 maja 2020

Matematyka w służbie bieżnika 🤭

   Im mniej mnie w internetowej przestrzeni, tym więcej szydełkuję 💪 Taka prawidłowość 🤣


 A teraz, kiedy skończyłam, mam chwilę przerwy i mogę usiąść przy komputerze w poszukiwaniu nowych inspiracji albo w uzupełnianiu zaległych wpisów na blogu... blokuje mnie e-nauczanie 😷 Moje pociechy zawładnęły komputerem 💻 a koronawirus zmusza do uważania na siebie.



Ale zamiast narzekać wolę spojrzeć na tę sytuację z pozytywnego punktu widzenia 🤭 Znów mam więcej czasu na szydełkowanie, i już od dawna nie spędzaliśmy czasu tak rodzinnie 😍


   Udało mi się skończyć owalny bieżnik. Był dla mnie nie lada wyzwaniem 💪 Musiałam dość mocno pogłowić się nad nim 🧠 albo zdecydować się na kilkukrotne prucie. A że czasem prucie doprowadza do zaczynania robótki od nowa, to wdrożyłam plan główkowania, przeliczania i nadziei... że moje matematyczne działania nie doprowadzą mnie do czarnej rozpaczy 🤓


Na czym polegał cały szkopuł... Miałam schemat na bieżnik o wielkości 31x52 cm... a potrzebowałam obrus wielkości 65x165cm 🤯


Na szczęście to schemat na przyjemny, owalny filet 💟 Kilka próbek i kilka ciężkich działań matematycznych dały dobry efekt. 🤣 Przy okazji przeprosiłam się z Muzą 10 😉 Nie robiłam już takim "grubaskiem" ponad rok... Miło było do niej wrócić,  choć potrzebowałam godzinki,  żeby oswoić na powrót rękę z grubszym szydełkiem nr 1.25 😊


   Na bieżniczek zużyłam prawie 5 moteczków Muzy 10 w kolorze ecru.  Dziergało mi się go bardzo przyjemnie, choć w niektórych miejscach musiałam wytężyć uwagi, żeby robótka nie falowała bo dodawałam rzędy,  których nie było na schemacie i nie mogło to zaburzyć wzoru.


   Inne jest też zakończenie. Schematowy bieżnik miał filetowe, proste zakończenie z 3 oczek łancuszka pomiędzy słupkami. Ja zdecydowalam, że w ostatnim okrążeniu, pomiędzy słupkami zrobię pikotki.  Dzięki temu bieżnik stał się nieco delikatniejszy.


   Moim zdaniem, taki wzór świetnie będzie pasował do nowoczesnych wnętrz,  ale również tych nieco bardziej rustykalnych.


   Schemat z gazety "Diana Robótki" nr 6/2006. Dzierganie tego "olbrzymka" zajęło mi 10 wieczorów z przyjemnymi filmami w tle... czyli jakieś 20-24 godziny 🕰