piątek, 9 marca 2018

Zaczynam się powtarzać ;)

       Pewnie nie raz zdarza Wam się sięgać po sprawdzony schemat... No bo w końcu jest "przerobiony",  bo wyjdzie, bo szybko się go robi i jest efekt WOW, bo robić go można oglądając ulubiony serial... Generalnie jest sporo "za" i logicznie myśląc "czemu nie...?"
       Do tego projektu zabrałam się z werwą, pozytywnym nastawieniem i zapałem... Trudno odmówić przyjaciółce, która przyszła do mnie z naręczem kordonków i bezowym tortem... 😋
       Po raz kolejny się za(WIRUS)owałam 😂 . Poczułam ulgę, że zdjęto ze mnie bieganie za kordonkiem, poszukiwanie odpowiedniego odcienia, robienie próbek kilku wzorów. Nie miałam problemu, że Przyjaciółka wybrała coś co leży i u mnie na stole... W końcu jej bieżnik miał być trzy razy większy...   Sfotografowanie go na dość dużym stole było dla mnie wyzwaniem.

   
      Początkowo wszystko szło jak z płatka, w połowie pracy zapał się gdzieś zapodział... Została konieczność wywiązania się ze zobowiązania.

  
      Po kolejnych czterech, czy pięciu motywach pozytywne nastawienie pękło jak bańka mydlana... Zaczęłam się zmuszać do robienia kolejnych motywów, do ich łączenia.

   
      Poczułam się zmęczona monotonią wzoru, przesyt zmienił się w niechęć do szydełkowania... Zachciało mi się sięgnąć po coś nowego, dużego, trudnego ... ale "wirus" leżący na stole i wzywał mnie, śnił mi się jako koszmar w nocy, prześladował mnie w dzień. Miałam ochotę wrzucić go do kosza i dopilnować by Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania Miasta wywiozło go natychmiast w nieznanym kierunku...
Narzuciłam sobie reżim! Jeden element dziennie choćby się waliło i paliło ... a w nagrodę ... szalik na drutach. Motywowałam się i poddawałam, klęłam pod nosem i dziergałam... Ostatni tydzień był koszmarem. Co z tego, że wszystko wychodziło? Co z tego, że było równo, starannie a kordonek to mój ulubiony Maxi Madame Tricote? Wiedziałam już, że NIGDY WIĘCEJ nie chcę robić nic tym wzorem!!!


       Z wielką ulgą dopinałam ostatni element 💣 W perspektywie było już tylko pranie, suszenie i prasowanie. Gotowy bieżnik szybko spakowałam i zaniosłam Przyjaciółce.



     Poczułam wielką ulgę 😄 Ponoć "nigdy nie mów nigdy"... OK! Nie powiem tak 😁 Raczej nie sięgnę po ten wzór, postaram się przedstawić inne propozycje. Powstaje tyle nowych wzorów, wolę robić różnorodne wzory niż zamykać się tylko na jeden. Nie kusi mnie już chusta Wirus...  Mój jeden bieżnik z tego wzoru, zaginął pod papierami Męża, drugi schowałam głęboko. Nie cieszą mnie... może kiedyś sobie o nich przypomnę... Póki co jedyny taki bieżnik oglądam u Przyjaciółki, kiedy wpadam do niej na kawę... Ona też już wie...😇

    Jedynym pozytywem jaki zobaczyłam w tym wszystkim, to szczęście Przyjaciółki 😄