środa, 18 lipca 2018

Koronka klockowa.

      Po raz pierwszy z koronką klockową spotkałam się w dzieciństwie, podczas jednej z wycieczek szkolnych. Pamiętam tylko tyle, że szybkie przekładanie klocków przez wprawną Koronczarkę wzbudziło we mnie zdziwienie i śmiech.  Dziecięce rozbawienie, wraz z kolejnymi latami zmieniło się w zainteresowanie tą techniką. Przyznam szczerze, że nie było mi dane spróbować tej techniki i nadal z wielkim zaciekawieniem przyglądam się temu wspaniałemu rękodziełu. Podczas Dni Koronki Koniakowskiej mam możliwość zobaczenia wspaniałych koronek nie tylko z Krakowa i Bojowej, ale również z innych zakątków Europy.


     Kozàrd, niewielka wioska na północy Węgier zaprezentowała w zeszłym roku tak misterne koronki, że nie byłam w stanie oderwac od nich wzroku. Pozwólcie,  że zaprezentuję Wam zdjęcia tych przepięknych koronek, według mojego, bardzo subiektywnego, stopnia zachwytu 😉





      Nie ukrywam, że te przepiękne koronki wykonane niezwykle elegancko prezentowały się na czarnym tle.





     Łączenie technik ... właściwie czemu nie.


Jak się okazuje klocki i frywolitka potrafią zgrać się w pięknym duecie.


      Jak mówi stare porzekadło: "Co kraj, to obyczaj", w praktyce natomiast okazuje się, że choć dzielą nas granice, język, to w rękodzielniczym świecie znajdujemy wspólny mianownik i cieszymy się możliwością tworzenia, obserwowania tego co tworzą inni i zachwycania się tym co piękne. 





      Już niebawem kolejna porcja koronki klockowej, tyle tylko że zdecydowanie bardziej "malarskiej" i prosto z Czech 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz