Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełkowy obrus. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełkowy obrus. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 10 stycznia 2022

Szaraczek ogrodowy. Wakacyjny obrusik

"Dobrze jest znaleźć sobie hobby, które tak człowieka wciąga i sprawia, że z radością czeka się na kolejny tydzień, zamiast ponuro liczyć dni"

Cecelia Ahern

 

Cieszę się, że mam hobby 💪 Nawet moja kochana Wielka Czwórka twierdzi, że  zmierzła i wrzeszcząca mama, to ta która jeszcze tego dnia nie złapała za szydełko  😂 Chyba mają rację 🥰 I jestem im bardzo wdzięczna za to, iż pozwalają mi tę pasję realizować a do moich dziergadeł podchodzą z wielką atencją i skwapliwie chowają w bezpieczne miejsce gdy na stół wjeżdżają farby albo nożyczki i klej 🤩

Jakiś czas temu pomyślałam, że może czas zrealizować swoje marzenie i pozwolić sobie na szaleństwo. Tym szaleństwem  miał być szydełkowy obrus na stół ogrodowy. Taki, któremu niestraszne będą kiełbaski z grilla, ketchup i rozlana lemoniada.


Potem jednak przyszła  chwila na zastanowienie i odrobinę wyhamowania w tym szaleństwie. Spowolnienie spowodowane było poszukiwaniami 🧐niteczki... Takiej bardzo przystępnej cenowo, bawełnianej, najlepiej w pięknym gołębim kolorze,  niezbyt cienkiej,  z magiczną właściwością- wystarczy strzepnąć a już wygląda jak uprasowany 🙈  Wyobraźcie sobie, że jeszcze żaden producent nie wymyślił i nie wyprodukował takiej niteczki!!! 😉 Ale mimo wszystko udało mi się znaleźć coś zbliżonego do tego mojego ideału 💪

Żarty na bok!


Nici Polskie znałam już od dłuższego czasu. Zrobiłam już z nich piękny filetowy bieżnik, różności na kiermasze szkolne dla moich dzieciaków, kolejny filetowy bieżnik, obrabiałam styropianowe jajeczka i popełniłam kolejny bieżnik. Lubię tę  bawełnianą nitkę. Po praniach nie zmienia koloru, przyjemnie się z niej dzierga ale trzeba mieć już wyrobioną rękę bo nitka jest słabo skręcona i ma delikatny "meszek". Wiele osób woli dobrze skręcone, idealnie gładkie nici. Nici Polskie nie poddają swoich produktów merceryzacji ale wiedząc o tym, dostajemy bardzo dobry produkt, o dużej wytrzymałości ( wcale nie tak łatwo przerwać tę niteczkę) w całkiem bogatej gamie kolorystycznej i różnych grubościach.

 

 Gołębiego niestety nie ma, ale szarość też przypadła mi do gustu.  Wybrałam największą grubość niteczki (30tex x 6) z trzech jakie są oferowane. Zaraz po rozpakowaniu przesyłki zabrałam się za szydełkowanie.


Wzór miałam już w głowie, bo robiłam nim bieżnik. Pierwszy bieżnik z tego wzoru miał 450 elementów, robiony był z cienkiego Altin Basak Klasik 50 i był prezentem ślubnym. Robiłam go ekspresowo i nawet nie miałam czasu pstryknąć mu fotki.


Wracając do ogrodowego szaraczka. Kwadrat z kwadratowych elementów... to nie mogło się nie udać 🤩. Szybko i sprawnie.

 

Kwadrat 14x14 elementów... to daje (i teraz muszę się skupić, bo moje wpisy czyta moja Rodzicielka - nauczycielka matematyki... nie mogę zaliczyć rachunkowej wtopy 😉) ... to daje ... 196 elementów... ni mniej, ni więcej.

 

Zwyklaczek-szaraczek przeszedł już sporo. Cały ubiegły rok służył nam swoją użytecznością i dekoracyjnością. Muszę jednak zaznaczyć, że nie zostawiałam go na długie godziny na słońcu. Po prostu kładłam go na stole kiedy przy nim siadaliśmy a kiedy kończyliśmy wspólne biesiadowanie -sprzątałam. Niejednokrotnie prałam i prasowałam.


piątek, 21 maja 2021

Prezent dla siebie samej

   To było jak "rażenie piorunem" ⚡zobaczyłam fragment obrusu i wiedziałam, że MUSZĘ go mieć.
Początkowo skrzywiłam nos, bo na zdjęciu elementy były kolorowe, ale pod zdjęciem był też link do wzoru. Nie wahałam się i kliknęłam... Z tym kliknięciem przepadłam na trzy lata. Początkowo nie mogłam zdecydować się na kolor, a że w grę wchodziła biel, ciepły beż lub ecru to problem decyzyjności stał się druzgocący. 🤣
 Klęska urodzaju w kordonkach sprawiła, że byłam niczym baletnica, której przeszkadza rąbek u spódnicy. Nijak... ani do przodu ani do tyłu. Przerobiłam chyba z 17 próbek różnymi niteczkami (od najgrubszej do najcieńszej) i nadal nie decydowałam się na nic. Myślałam, że rzucę tymi elementami do kosza i poszukam kolejnej inspiracji 😡 Pozbierałam wszystko i schowałam do szuflady. Uparta koza ze mnie, pomyślałam i postanowiłam przetrzymać tą chwilową "niemoc"... Wszystko wyciągnęlam już następnego dnia bo obrus śnił mi się całą noc. 
Wstałam szarym świtem i zagadałam do jakiegoś bladego, rudego dziwoląga w lustrze... "czy tobie na mózg padło?!?!?!" A ta cholera nic nie odpowiedzała, tylko zaczęła rechotać... 🤣Wyszłam z łazienki starając się nie ryknąć śmiechem, zrobiłam sobie w kuchni kubas kawy i poczłapałam do komody. Wyjęłam wszystko, co dzień wcześniej tam zamknęłam, rozłożyłam na stoliku i już wiedziałam co i jak. Muza 20 mnie nie zawiodła, kolor bardzo przyjemny, wzór dobrze widoczny a elementy zgrabniutkie - nie jak talerze wielgachne, ale też nie były zbyt małe - takie w sam raz.


   Przez pewien czas wszystko szło jak z płatka. Lekko, szybko, przyjemnie - do momentu, w którym pojawiła się prośba od znajomej o bieżnik. Podjęłam się zrobienia owalnej serwety na dość duży stół. Filecik, grubsza niteczka, dwa tygodnie spokojnego machania szydełkiem, koleżanka zachwycona. Wróciłam do mojego obrusiku. I... pojawiły się schody... jakoś rączka nie chciała wrócić do drobniejszego dziergania, pojawiło się kilka nierównych elementów, trzeba było spruć. To wszystko sprawiło, że odechciało mi się dalszej pracy nad tym wymarzonym obrusem. Po tygodniu walki z ręką, nitką, samą sobą, ponownie schowałam wszystko do szuflady. 😥


    Kiedy obrus "dojrzewał" w komodzie, ja realizowałam kilka kolejnych pomysłów. Miałam wrażenie, że czas wcale nie działa na naszą korzyść, że jeszcze kilka miesięcy a z obrusu zrobi się "ufok", którego pewnie w życiu nie skończę. 


   Z Nowym Rokiem doszły kolejne obowiązki, praca w ciekawym miejscu, nowe wyzwania i piękne plany. Na obrus nie było już czasu. Mimo wszystko chciałam być aktywna na swoim rękodzielniczym profilu na fb, na Instagramie i dalej dziergać, chociaż drobiazgi. Tworzyć tyle, na ile czas pozwoli. 
Do fotograficznego wyzwania na Instagramie wyciągnęłam obrus. Robiłam zdjęcia elementów i tego, co już było połączone, zmieniałam tła, oświetlenie, aranżowałam różne "obrazki". Okazało się, że obrus, mimo że nie był jeszcze zrobiony był najbardziej obfotografowanym dziergadłem jakie kiedykolwiek wypuściłam z rąk.


Niezmiernie ciepłe przyjęcie moich zdjęć w social mediach, liczne komentarze, dobre słowa, sprawiły, że poczułam potrzebę skończenia tego obrusu. Czułam, że troszeczkę oszukuję, bo pokazuję coś, co nie jest gotowe. Coś, co w realu nie przekłada się na żaden namacalny produkt, że troszkę nadmuchałam sobie bańkę, w której nie do końca dobrze się czuję. 🙈🙉🙊
Ręka przy pomocy szydełka na nowo dobrze dogadała się z nitką. Jedyną przeszkodą był notoryczny brak czasu. Znajdowałam go w weekendy, w czasie świąt ale mimo wszystko obrus powoli "rosnął".


   Aż nastąpił ten dzień, który jak się później okaże zmieni nasze zachowania, przyzwyczajenia, nasze rodzinne relacje na długi czas... Czas pandemii postawił wszystko na głowie. Pchnął też zdecydowanie prace przy obrusie. Nim pierwszy lockdown przeszedł do historii i nim wróciłam, w maju 2020r., do pracy, obrus miał 3/4 swojej planowanej wielkości.


   Znów prace nad obrusem zwolniły tempo. Pojawiły się kolejne interesujące projekty. W końcu to miał być obrus dla mnie, musiał ustąpić pilniejszym pracom 😉


    Wraz z kolejnym Nowym Rokiem postanowiłam, że to już koniec, marudom mówimy dość, spinamy co trzeba i kończymy obrus na najbliższe święta. Ręce dwie sprawne, głowa na karku więc takich trzech jak ja jedna...to nie ma 🤭 
Obliczyłam moce przerobowe, wkalkulowałam w to niespodziewane opóźnienia, wieczorne tulasy i czytanie bajek, opady śniegu i zwyczajne "niechcemisię" ... Rachunek był optymistyczny i przewidywał ukończenie obrusu w marcu. W sam raz na Wielkanocne nakrycie stołu 🐣🐣🐣🥚🥚🥚


Nie było odwrotu!  Przecież nie można przez trzy lata dłubać jednego obrusa!!! 


   Zaparłam się. Trzymałam się wyznaczonego minimum i wreszcie obrus był gotowy.   
 
 
Nietypowy w kształcie, przypominał baaardzo wydłużony ośmiokąt. Efekt był niesamowity. Elementy 3D "zrobiły robotę" a wybór Muzy 20 sprawił, że elementy nie były zbyt ciężkie. Nawet puste przestrzenie między kwiatuszkami układały się w bardzo miły dla oka wzór i nadawały lekkości.





   Obrus składa się z 152 elementów. Ot taki monotonny patchwork 💪


Czułam się bardzo dumna, że wypuściłam z rąk taki obrus, że udało mi się przezwyciężyć przeciwności i własne lenistwo.



 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 Na Święta Wielkanocne obrusik oficjalnie zaprezentował się na stole. Jeszcze dążyłam go obfotografować z wielkanocną babą drożdżową nim zniknęła w brzuchach domowników. Kilka pstryknięć z wiosennymi kwiatami i innymi świątecznymi ozdobami i poczułam, że wykonałam kawał dobrej roboty - tej szydełkowej, jako ekipa sprzątająca i gotująca... Święta mogły nadejść.


   Obrus króluje w salonie. Podoba się dzieciom do tego stopnia, że kiedy wyciągają kredki delikatnie go składają i odkładają w bezpieczne miejsce. Nawet opanowały ponowne położenie go na stole na właściwej, PRAWEJ! stronie. I tu odczuwam matczyną dumę... Chyba nauczyłam te moje szkraby doceniać rękodzieło, troszczyć się o nie i żyć wśród niego. Mam na stołach i szafkach wiele koronek, własnych, kupnych i takich, które otrzymałam w prezencie, dbam o nie. I nie wyznaję zasady, że dom to muzeum. Wśród koronek można żyć, są pięknym codziennym dodatkiem, na święta wyciągam te wyjątkowe i też stanowią one oprawę życia świątecznego. Tłumaczę, że trzeba być uważnym, ale to nie są obrazki na które tylko się patrzy i nie dotyka. To moja codzienność, a co za tym idzie codzienność moich dzieci. Wiedzą, ile zajmuje zrobienie obrusu, bo widzą ile czasu na to potrzeba. Widzą jak piorę koronki, jak je suszę, prasuję. Gdzieś w podświadomości zachowają tę wiedzę. W przyszłości same zdecydują czy otoczą się rękodziełem czy nie znajdzie ono miejsca w ich domu. 





    Obrus, tak jak już napisałam wyżej, składa się z 152 elementów. Mimo swych wypukłości bardzo dobrze sprawuje się podczas użytkowania. Kolor ecru należy do moich ulubionych, ale też, przyznać muszę, świetnie komponuje się z głębokim, orzechowym kolorem stołu. 


I choć w pewnym momencie myślałam, że nie skończę tego obrusu... Mało brakowało, by trafił na dno najgłębszej szuflady opatrzony metką "ufok" czyli w slangu szydełkujących czymś, o czym wolałabym zapomnieć, ale i tak śni mi się po nocach, jest czymś w rodzaju wyrzutu sumienia i choć go nie widać wiem, że zaległ w mojej  świadomości... Koszmar prześladujący mnie systematycznie...
To mimo wszystko dałam radę a efekt cieszy moje oko i łechce moją dumę. A co! Czasem trzeba przyznać samej sobie, że ma się na koncie kawał dobrej roboty i powód do zadowolenia 🥰


   Ogromem zdjęć jakie zrobiłam temu obrusowi będę Was pewnie zanudzać przez kolejne kilka lat 🤭 W różnych aranżacjach, konfiguracjach, w sepii, w wersji czarno-białej,  kolorowej, mniej lub bardziej szczegółowej. 
Jestem ciekawa czy i Wy macie takie okazy w swoim rękodziele, które kosztowały wiele zdenerwowania, zrezygnowania, ale mimo trudności powstały i jesteście z nich dumni ? 


   A jeśli będziecie chcieli zrobić dla siebie podobny obrus, albo zobaczyć jakie zdjęcie sprawiło, że podjęłam się tej "karkołomnej" szydełkowaniny... zapraszam na Pinterest, tam znajdziecie również schemat ;)   https://pl.pinterest.com/majda0796/szyde%C5%82kowy-zak%C4%85tek-zrobione/

piątek, 29 czerwca 2018

Okrągły obrus

     Tym razem będzie inaczej 😉 Zamiast wprowadzenia - zdjęcie 😃


Po tym metrowym obrusie zostały mi już tylko zdjęcia... Chociaż widuję go czasami, wystarczy, że zejdę piętro niżej... Do Sąsiadki...
Od jakiegos czasu żyję na dwa domy, na dwa samochody, ciągle w drodze... Troszkę już jestem tym zmęczona...dwa razy więcej sprzątania, dwa razy wiecej okien do mycia...dezorientacja gdy czegoś szukam, bo jeśli to jest tu - to powinno być w tym miejscu, a jeśli tam, no to znajdę jak tam pojadę...Ponoć nic w przyrodzie nie ginie...
W jednym miejscu dom, w drugim - mieszkanie w bloku... niby dwa różne światy ale jakoś tak sie złożyło, że podobna ilość schodów 😉  Gdzie "tu" są plusy - to "tam" są minusy, ot taka róznorodność, na monotonię nie narzekam. Wracając do obrusu... to prezent dla Sąsiadki!





     Muszę przyznać, że Sąsiadkę mam rewelacyjną. Dzieci wyfrunęly Jej już w świat i troszkę nam "matkuje" i "babciuje". Wpadnie z kawałkiem ciasta, podleje kwiaty kiedy beztrosko "bujamy" sie na wakacjach, przewietrzy mieszkanie zanim z tych wakacji przyjedziemy. Kiedy wprowadziliśmy sie do mieszkania w nowym dla nas mieście, serdecznie wprowadziła nas w "zwyczaje". Kiedy moja najmniejsza Anielica pojawiła się na świecie, nawet nie wiedziałam, że trzeba było "coś" zrobić w związku z obchodami Bożego Ciała, bo wszystko wzieła na siebie, "No bo gdzie się będziecie tłukli,  jak Kruszyną trzeba się zająć". Wpadam do niej na kawę. Podwozi mi dzieciaki ze szkoły. Dzielnie znosi głośny stukot dziecięcych i młodzieżowych skoków, potwornie głośną muzykę i dzikie ryki. Po prostu Życzliwa Dusza!

    
     Po tylu latach odwiedzin, kaw i ploteczek coś dla Niej 😊 Na kawowy stolik, który jest mi już tak dobrze znany.


     Obrus ma metr średnicy. Zrobiłam go szydełkiem 1,3 z naszej rodzimej Muzy 10, której zeszło mi prawie trzy motki. Ponieważ na meblościance dojrzałam serwetkę w "ananasy", to wzor obrusu chciałam dopasować choć troszke...
Schematu szukałam dość długo, bo większość ananasowych serwetek była albo za mała, albo miała takie nagromadzenie motywów, że stawałay się bardzo gęste... a to miało być coś delikatniejszego. Schemat, który mi sie spodobała, był przewidziany tylko na ok 50cm.
 https://pl.pinterest.com/pin/574420127469683684/  
Czyli czekało mnie jeszcze około 45cm kombinowania , prucia i przeliczania... Schemat na szczęcie jest dość prosty a ananasy można powtarzać w nieskończoność. Elenent "siatkowy" też można rozbudowywać. Co prawda na przestrzeni ostatnich 40cm musiałam nieco tę siatkę skorygować. Przesunęłam też romb z drugiego rzędu ananasów na ostatni, co wymagało trochę skupienia w rozliczaniu łuków z łańcuszka. Efekt końcowy, czyli uzyskanie większej średnicy wprawił mnie w dobry humor. 😁 Udało się!


     Obfotografowanie obrusu wymagało z mojej strony odrobiny inwencji i gimnastyki, bo mebla, gdzie ładnie by się prezentował - brak. Na dywanie, czy nawet na podłodze nie lubię robić zdjęć. Mimo wszystko, że tego nie widać, to wydają mi się one zupełnie nieestetyczne... Cóż, ja nadal wiem, że to podłoga...


     Powstał w niespiesznym tempie, razem z innymi robótkami z tak zwanego "międzyczasu" zajął mi miesiac leniwego dziergania. Niestety po praniu trzeba go napiąć, bo siatka pomiędzy ananasowymi "promieniami" delikatnie się kurczy i efektem byłby dziesięciobok a nie koło...




       Kiedyś kupię sobie okrągły stół i wtedy.... może sobie zrobię i taki obrus... chociaż w internecie można znaleźć tyyyyyyyyle inspiracji...
         
 









środa, 5 kwietnia 2017

Obrus do pięknego wnętrza.

Niedziela, 26 marca...
Taką datę zauważycie na zdjęciach, na starym, zabytkowym, mechanicznym kalendarzu.


W to piękne, słoneczne, ciepłe przedpołudnie miałam okazję zobaczyć i sfotografować obrus, który powstawał przez ponad 2 miesiące. U nowych właścicieli, w drewnianym, starym domu, w otoczeniu pięknych mebli, porcelany i rodzinnych bibelotów powstała piękna sesja zdjęciowa. To ona wpłynęła na sposób narracji w tym poście :) Technicznymi "sucharami" podzielę się na końcu...




















Pani Wiosna, którą było już czuć wszędzie, łaskawym okiem zerknęła na nasze zmagania z aparatem i  przesłała nam mnóstwo pięknego światła, dzięki któremu lampa błyskowa poszła w kąt, a my odkrywałyśmy uroki naturalnego światła :)






























Dzięki pięknej porcelanie i rodzinnym pamiątkom, które Pani Domu wyciągnęła, nasze zdjęcia zyskały niezwykły klimat. Takie cudowne poczucie, że wszystko ma tu swoje miejsce.


Cenię sobie domy pełne pamiątek, starych drobiazgów, fotografii, zabytkowych mebli. Uszczerbione zębem czasu przedmioty mają swoją historię. Czasem, to drobiazg potrafi wzbudzić naszą ciekawość i sprawić, że z zapałem poznajemy rodzinne dzieje. Niekiedy, kiedy nie wiemy kto jest na zdjęciu, albo gubimy się w domysłach do czego służyła dana "rzecz", pozwalamy sobie puścić wodze fantazji.
A z drugiej strony pojawia się strach, by "wprowadzając" zdobycze nowoczesności nie zepsuć ogólnego wyglądu...nie stracić takiego cudownego klimatu. Ale Właściciele tego domu wiedzą co robią :) Cieszę się, że w ociupince, dane mi było podarować temu Domowi coś od siebie.



Kiedy, jeszcze w ubiegłym roku, ustalałam szczegóły co do obrusu czułam się niepewnie...niespokojna o końcowy efekt. Zupełnie niepotrzebnie. Odważyłam się zaproponować kilka wzorów. Żeby nie być gołosłowną i nie posługiwać się wyłącznie schematami i wyobraźnią właścicieli, przyniosłam gotowe przykłady. Było to kilka większych bieżników i kilka próbek wzorów ( kilka połączonych elementów, by w głowie mogła już pojawić się całościowa wizja). Żeby każdy z nich można było położyć na blacie stołu i "na spokojnie" wybrać. Kolor Pani Domu wybrała już wcześniej. Ecru to kolor bezpieczny. Położenie w drewnianym, dość ciemnym domu białego obrusu sprawiłoby, że kontrast kolorystyczny byłby zbyt duży, a efekt rozjaśnienia wnętrza aż raziłby w oczy.


Wielkość też łatwo sprecyzować, bo wymiary blatu to 100x140cm a obrus miał swobodnie, ale niezbyt długo zwisać poza krawędź. W przybliżeniu wymiary całego obrusu to 145x180 cm.
Kwestia kordonka, co do jego grubości, też szybko została ustalona: Muza 10. Wcześniej podarowałam Właścicielom serwetkę z podkładkami i znany już im był ten kordonek. Poza tym właśnie grubszy kordonek chciałam przeforsować... I nie chodziło tu o fakt, że z grubszego kordonka "szybciej" przyrasta robótka. Masywne kredensy, krzesła i sam stół sprawiłyby, że zbyt delikatne sploty źle by się prezentowały. Obrus tkany "pajęczą" nicią pasowałby jak "pięść do oka" do takiego wnętrza.
Pani Domu wiedziała co robi :) Pozostało już tylko wziąć się do roboty :)


Obrus powstawał dwa miesiące. Niestety,  jeszcze inne obowiązki zajmowały mój czas. Powstało 130 dużych elementów i 108 małych, czyli razem 238 fragmentów łączonych podczas pracy (w ostatnim okrążeniu). Zużyłam na niego 13 kłębków Muzy 10, czyli nawet można określić jego wagę ;) ... daje nam to 1300g. Wzór nie należy do trudnych i jest jednym z piękniejszych.




















Jest tylko jeden minus tego obrusu: trzeba suszyć go uformowanego na płasko :(
Niestety pielęgnacja mniejszych, większych czy ogromnych koronkowych prac to zawsze "wyższa szkoła jazdy", ale można tę sztukę opanować do perfekcji :) Dzięki temu możemy cieszyć oczy :)