Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkanoc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkanoc. Pokaż wszystkie posty

piątek, 21 maja 2021

Prezent dla siebie samej

   To było jak "rażenie piorunem" ⚡zobaczyłam fragment obrusu i wiedziałam, że MUSZĘ go mieć.
Początkowo skrzywiłam nos, bo na zdjęciu elementy były kolorowe, ale pod zdjęciem był też link do wzoru. Nie wahałam się i kliknęłam... Z tym kliknięciem przepadłam na trzy lata. Początkowo nie mogłam zdecydować się na kolor, a że w grę wchodziła biel, ciepły beż lub ecru to problem decyzyjności stał się druzgocący. 🤣
 Klęska urodzaju w kordonkach sprawiła, że byłam niczym baletnica, której przeszkadza rąbek u spódnicy. Nijak... ani do przodu ani do tyłu. Przerobiłam chyba z 17 próbek różnymi niteczkami (od najgrubszej do najcieńszej) i nadal nie decydowałam się na nic. Myślałam, że rzucę tymi elementami do kosza i poszukam kolejnej inspiracji 😡 Pozbierałam wszystko i schowałam do szuflady. Uparta koza ze mnie, pomyślałam i postanowiłam przetrzymać tą chwilową "niemoc"... Wszystko wyciągnęlam już następnego dnia bo obrus śnił mi się całą noc. 
Wstałam szarym świtem i zagadałam do jakiegoś bladego, rudego dziwoląga w lustrze... "czy tobie na mózg padło?!?!?!" A ta cholera nic nie odpowiedzała, tylko zaczęła rechotać... 🤣Wyszłam z łazienki starając się nie ryknąć śmiechem, zrobiłam sobie w kuchni kubas kawy i poczłapałam do komody. Wyjęłam wszystko, co dzień wcześniej tam zamknęłam, rozłożyłam na stoliku i już wiedziałam co i jak. Muza 20 mnie nie zawiodła, kolor bardzo przyjemny, wzór dobrze widoczny a elementy zgrabniutkie - nie jak talerze wielgachne, ale też nie były zbyt małe - takie w sam raz.


   Przez pewien czas wszystko szło jak z płatka. Lekko, szybko, przyjemnie - do momentu, w którym pojawiła się prośba od znajomej o bieżnik. Podjęłam się zrobienia owalnej serwety na dość duży stół. Filecik, grubsza niteczka, dwa tygodnie spokojnego machania szydełkiem, koleżanka zachwycona. Wróciłam do mojego obrusiku. I... pojawiły się schody... jakoś rączka nie chciała wrócić do drobniejszego dziergania, pojawiło się kilka nierównych elementów, trzeba było spruć. To wszystko sprawiło, że odechciało mi się dalszej pracy nad tym wymarzonym obrusem. Po tygodniu walki z ręką, nitką, samą sobą, ponownie schowałam wszystko do szuflady. 😥


    Kiedy obrus "dojrzewał" w komodzie, ja realizowałam kilka kolejnych pomysłów. Miałam wrażenie, że czas wcale nie działa na naszą korzyść, że jeszcze kilka miesięcy a z obrusu zrobi się "ufok", którego pewnie w życiu nie skończę. 


   Z Nowym Rokiem doszły kolejne obowiązki, praca w ciekawym miejscu, nowe wyzwania i piękne plany. Na obrus nie było już czasu. Mimo wszystko chciałam być aktywna na swoim rękodzielniczym profilu na fb, na Instagramie i dalej dziergać, chociaż drobiazgi. Tworzyć tyle, na ile czas pozwoli. 
Do fotograficznego wyzwania na Instagramie wyciągnęłam obrus. Robiłam zdjęcia elementów i tego, co już było połączone, zmieniałam tła, oświetlenie, aranżowałam różne "obrazki". Okazało się, że obrus, mimo że nie był jeszcze zrobiony był najbardziej obfotografowanym dziergadłem jakie kiedykolwiek wypuściłam z rąk.


Niezmiernie ciepłe przyjęcie moich zdjęć w social mediach, liczne komentarze, dobre słowa, sprawiły, że poczułam potrzebę skończenia tego obrusu. Czułam, że troszeczkę oszukuję, bo pokazuję coś, co nie jest gotowe. Coś, co w realu nie przekłada się na żaden namacalny produkt, że troszkę nadmuchałam sobie bańkę, w której nie do końca dobrze się czuję. 🙈🙉🙊
Ręka przy pomocy szydełka na nowo dobrze dogadała się z nitką. Jedyną przeszkodą był notoryczny brak czasu. Znajdowałam go w weekendy, w czasie świąt ale mimo wszystko obrus powoli "rosnął".


   Aż nastąpił ten dzień, który jak się później okaże zmieni nasze zachowania, przyzwyczajenia, nasze rodzinne relacje na długi czas... Czas pandemii postawił wszystko na głowie. Pchnął też zdecydowanie prace przy obrusie. Nim pierwszy lockdown przeszedł do historii i nim wróciłam, w maju 2020r., do pracy, obrus miał 3/4 swojej planowanej wielkości.


   Znów prace nad obrusem zwolniły tempo. Pojawiły się kolejne interesujące projekty. W końcu to miał być obrus dla mnie, musiał ustąpić pilniejszym pracom 😉


    Wraz z kolejnym Nowym Rokiem postanowiłam, że to już koniec, marudom mówimy dość, spinamy co trzeba i kończymy obrus na najbliższe święta. Ręce dwie sprawne, głowa na karku więc takich trzech jak ja jedna...to nie ma 🤭 
Obliczyłam moce przerobowe, wkalkulowałam w to niespodziewane opóźnienia, wieczorne tulasy i czytanie bajek, opady śniegu i zwyczajne "niechcemisię" ... Rachunek był optymistyczny i przewidywał ukończenie obrusu w marcu. W sam raz na Wielkanocne nakrycie stołu 🐣🐣🐣🥚🥚🥚


Nie było odwrotu!  Przecież nie można przez trzy lata dłubać jednego obrusa!!! 


   Zaparłam się. Trzymałam się wyznaczonego minimum i wreszcie obrus był gotowy.   
 
 
Nietypowy w kształcie, przypominał baaardzo wydłużony ośmiokąt. Efekt był niesamowity. Elementy 3D "zrobiły robotę" a wybór Muzy 20 sprawił, że elementy nie były zbyt ciężkie. Nawet puste przestrzenie między kwiatuszkami układały się w bardzo miły dla oka wzór i nadawały lekkości.





   Obrus składa się z 152 elementów. Ot taki monotonny patchwork 💪


Czułam się bardzo dumna, że wypuściłam z rąk taki obrus, że udało mi się przezwyciężyć przeciwności i własne lenistwo.



 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 Na Święta Wielkanocne obrusik oficjalnie zaprezentował się na stole. Jeszcze dążyłam go obfotografować z wielkanocną babą drożdżową nim zniknęła w brzuchach domowników. Kilka pstryknięć z wiosennymi kwiatami i innymi świątecznymi ozdobami i poczułam, że wykonałam kawał dobrej roboty - tej szydełkowej, jako ekipa sprzątająca i gotująca... Święta mogły nadejść.


   Obrus króluje w salonie. Podoba się dzieciom do tego stopnia, że kiedy wyciągają kredki delikatnie go składają i odkładają w bezpieczne miejsce. Nawet opanowały ponowne położenie go na stole na właściwej, PRAWEJ! stronie. I tu odczuwam matczyną dumę... Chyba nauczyłam te moje szkraby doceniać rękodzieło, troszczyć się o nie i żyć wśród niego. Mam na stołach i szafkach wiele koronek, własnych, kupnych i takich, które otrzymałam w prezencie, dbam o nie. I nie wyznaję zasady, że dom to muzeum. Wśród koronek można żyć, są pięknym codziennym dodatkiem, na święta wyciągam te wyjątkowe i też stanowią one oprawę życia świątecznego. Tłumaczę, że trzeba być uważnym, ale to nie są obrazki na które tylko się patrzy i nie dotyka. To moja codzienność, a co za tym idzie codzienność moich dzieci. Wiedzą, ile zajmuje zrobienie obrusu, bo widzą ile czasu na to potrzeba. Widzą jak piorę koronki, jak je suszę, prasuję. Gdzieś w podświadomości zachowają tę wiedzę. W przyszłości same zdecydują czy otoczą się rękodziełem czy nie znajdzie ono miejsca w ich domu. 





    Obrus, tak jak już napisałam wyżej, składa się z 152 elementów. Mimo swych wypukłości bardzo dobrze sprawuje się podczas użytkowania. Kolor ecru należy do moich ulubionych, ale też, przyznać muszę, świetnie komponuje się z głębokim, orzechowym kolorem stołu. 


I choć w pewnym momencie myślałam, że nie skończę tego obrusu... Mało brakowało, by trafił na dno najgłębszej szuflady opatrzony metką "ufok" czyli w slangu szydełkujących czymś, o czym wolałabym zapomnieć, ale i tak śni mi się po nocach, jest czymś w rodzaju wyrzutu sumienia i choć go nie widać wiem, że zaległ w mojej  świadomości... Koszmar prześladujący mnie systematycznie...
To mimo wszystko dałam radę a efekt cieszy moje oko i łechce moją dumę. A co! Czasem trzeba przyznać samej sobie, że ma się na koncie kawał dobrej roboty i powód do zadowolenia 🥰


   Ogromem zdjęć jakie zrobiłam temu obrusowi będę Was pewnie zanudzać przez kolejne kilka lat 🤭 W różnych aranżacjach, konfiguracjach, w sepii, w wersji czarno-białej,  kolorowej, mniej lub bardziej szczegółowej. 
Jestem ciekawa czy i Wy macie takie okazy w swoim rękodziele, które kosztowały wiele zdenerwowania, zrezygnowania, ale mimo trudności powstały i jesteście z nich dumni ? 


   A jeśli będziecie chcieli zrobić dla siebie podobny obrus, albo zobaczyć jakie zdjęcie sprawiło, że podjęłam się tej "karkołomnej" szydełkowaniny... zapraszam na Pinterest, tam znajdziecie również schemat ;)   https://pl.pinterest.com/majda0796/szyde%C5%82kowy-zak%C4%85tek-zrobione/

wtorek, 21 marca 2017

Wielkanocny koszyczek.

   Ostatnio coraz więcej znajomych zaczyna pytać: "I jaki będzie twój koszyczek ze Święconką...?"
Zawsze czuję się zakłopotana tym pytaniem... Nigdy nie był nadzwyczajny, nigdy nie zabiegałam,by był obiektem, na który wszyscy zerkają... Jest skromny co do potraw i skromny co do "wystroju".
Potrawy tradycyjne; chleb, sól, jajka gotowane w łupinach cebuli (tych zawsze jest sporo), chrzan, wędlina, kawałek drożdżowej babki. Taki koszyk pamiętam z dzieciństwa, taki przygotowywała Babcia i Mama, i taki chciałabym zobaczyć... w przyszłości, w rękach moich wnuków.
Dekoracja też jest skromna: białe lniane serwetki i bukszpan. Tego ostatniego przyznam się szczerze, nigdy nie żałuję. Jedyną koronkową ozdobą jest otoczka na koszyczku. Robię ją sama na szydełku :)
Ta dziergana praca wprawia mnie zawsze w świąteczny nastrój (podobnie jak dzierganie gwiazdek przed Bożym Narodzeniem). Lubię, kiedy Święta Wielkanocne mnie wyciszą, w przeciwieństwie do świąt grudniowych, kiedy to poddaję się z pełną świadomością temu "wariactwu".


Co roku dziergam inną otoczkę, zawsze w białym kolorze.


Różnią się wzorami, szerokością, czasem zrobię jej aż tyle, że jest suto marszczona :)


 Marszczę je na wstążce, czasem pod nią dodaję cienką gumkę.


W zależności od wzoru wstążki są atłasowe albo transparentne, szersze lub węższe. Koniecznie białe.
Lubię tę biel wielkanocnych koszyczków :)


W tym roku otoczkę już zrobiłam, jest w "ananaski". Będzie bardziej "jajecznie" ;) Jest już na zdjęciu wyżej, ale umieszczę jeszcze jedno ujęcie.


Wzory pochodzą z Pinterestu, z którego czerpię nie tylko schematy, ale też inspirację. Mam już kilka otoczek. Co roku po Świętach piorę je, krochmalę i chowam do szuflady. Zrobił się już tego spory zapasik ;) Robię je z cienkiego kordonka (grubości 50 a nawet 60) cieniutkim szydełkiem 0,5. Są wtedy delikatne i pięknie układają się na koszyczku.


Wielkanoc to czas, kiedy zdecydowanie najmniej robię dla siebie (tylko jedną otoczkę na koszyczek), a dużo więcej dla Bliskich i znajomych. Całkiem spory zapas serwetek (kilka z nich możecie zobaczyć w poprzednim poście), mnóstwo "ocieplaczy" na jajka, koronkowych jajeczek do powieszenia.


Mnie już niewiele zostaje, ale nie rozpaczam z tego powodu. Lubię taką Wielkanocną ascezę, im mniej dekoracji tym lepiej :)


Gałązki wiśni zerwane w Niedzielę Palmową, trzymane w domu, rozkwitną. I razem z gałązkami bukszpanu będą dla mnie, jak co roku, najlepszą dekoracją.