Powrót do Wisły mimo wszystko był dla mnie rewolucją. Pakowanie, przeprowadzka, zamykanie jednego życiowego rozdziału i otwieranie kolejnego... niby znanego... ale już nie takiego samego. I, o ile ja odnalazłam się szybko, to dla moich dzieciaków to zupełnie nowa i stresująca sytuacja. Na szczęście na odstresowanie najlepszą odskocznią jest pasja ☺️One miały swoją, ja też 👪
Z wielką przyjemnością, co drugą sobotę, uczestniczyłam w warsztatach koronki koniakowskiej. Warsztaty zorganizowane w Centrum Koronki Koniakowskiej w Koniakowie prowadziła Małgorzata Pawlusińska.
I pomyśleć, że kilka lat tmu, na stronach tego bloga, umieściłam zdjęcie tej koronki, a zobaczyłam ją podczas wystawy będącej podsumowaniem warsztatów koronki koniakowskiej, które odbyły się w Muzeum Beskidzkim w Wiśle. Wtedy koronka z tańczącymi górlami przykuła moją uwagę właśnie dzięki tym misternym "ludzikom".
Dziś mam ją! Zrobioną własnoręcznie. Doceniam to, co dzięki warsztatom otrzymuję. Nowe motywy, ważne wskazówki... Z każdą taką koronką mam coraz większą świadomość, że odrabianie pięknych, nietuzinkowych serwet jest niezmiernie przyjemne, ale nasuwa się też pytanie: Jak wielką satysfakcję da stworzenie takiej niepowtarzalnej koronki samodzielnie?
Ciągle poznaję koronkę koniakowską, ciągle się jej uczę, nadal jestem nią nienasycona...
Jeszcze tylko wspomnę, że koronka poswtała przy użyciu kordonka Altin Basak Klasik i szudełka 0,7.