piątek, 29 maja 2020
Matematyka w służbie bieżnika 🤭
czwartek, 5 grudnia 2019
Konkursowe koronki.
W Trójwsi poszanowanie tradycji i jej kultywowanie nabiera niezwykłego wyrazu poprzez tworzone tu rękodzieło. Docenienie tej pracy jest niezwykle istotne. Dlatego zdecydowano się na ponowne zorganizowanie Konkursu na Koronkę Koniakowską i Beskidzki Haft Krzyżykowy. Poprzedni odbył się osiem lat temu.
Konkurs – organizowany przez Fundację Koronki Koniakowskie z partnerami: Gminnym Ośrodkiem Kultury w Istebnej, Stowarzyszeniem STL Oddziałem Beskidzkim i Regionalnym Ośrodkiem Kultury w Bielsku Białej – ogłoszono w maju 2019 roku, a zakończył sie we wrześniu. Odbywał się w ramach projektu Heklowana tradycja finansowanego ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jego cele to przede wszystkim pobudzenie inwencji twórczej, utrzymanie wysokiego poziomu artystycznego, zachowanie tradycyjnych wzorów i motywów dwóch wymienionych dziedzin twórczości charakterystycznych dla Beskidu Śląskiego. Istotne jest poznanie oraz kontynuacja tradycji odziedziczonej po przodkach oraz integracja twórców ludowych. Ponadto niezmiernie ważne dla organizatorów było zachowanie najcenniejszych wartości kultury ludowej oraz jej popularyzowanie, a także cele edukacyjne. Uczestnicy mogli złożyć od trzech do pięciu prac, wykonanych specjalnie na konkurs.
Pierwsze pisane wzmianki o koronce koniakowskiej pochodzą z 1882 roku, z sekcji etnograficzno-muzealnej przy państwowym Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczym w Cieszynie[1]. Jednak najwięcej o historii koronki mówią przekazy ustne. Jedna z tych historii dotyczy artystycznej rodziny Wałachów z Andziołówce w Istebnej.
Jan Wałach, wybitny polski grafik, mistrz drzeworytu, malarz i rzeźbiarz, podczas studiów w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie zaprzyjaźnia się z Ludwikiem Konarzewskim, malarzem, rzeźbiarzem i pedagogiem. Zaprasza przyjaciela na swój ślub do rodzinnej Istebnej. Ludwik poznaje siostrę Jana, Jadwigę, którą poślubia w 1914 roku. Druga z sióstr, Zuzanna, poślubia wdowca Pawła Golika, fojta (wójta) Koniakowa. Wszystkie siostry Jana Wałacha, a było ich pięć (Zuzanna, Jadwiga, Anna, Ewa, Elżbieta) umiały szydełkować – heklować. Nauczyła je tej techniki właśnie Zuzanna, która w młodości była na służbie w Goleszowie i tam nauczyła się heklować, poznała również inne techniki wyrobu koronek.
Zuzanna w domu męża w Koniakowie pięknie przyozdobiła koronkami święty kąt, który wzbudzał podziw męża i gości. Paweł Golik zaproponował żonie, żeby zaprosiła koleżanki i nauczyła je wyrobu tych pięknych koronek. Tak rozpoczęła się historia heklowanych różi w Koniakowie.
Warto również dodać, że niebagatelną rolę w popularyzowaniu rękodzieła miała szkoła. Lekcje prac ręcznych, które dla dziewcząt prowadziły zazwyczaj żony dyrektorów placówek szkolnych, wprawiały je w szyciu, cerowaniu, haftowaniu, robieniu na drutach i szydełkowaniu. Umiejętności te przede wszystkim miały służyć w codziennym życiu przyszłym żonom i matkom. Nauczanie takie, padając na podatny grunt, dawało szansę na rozwinięcie talentu, a także – co równie ważne – możliwość dodatkowego zarobku. Niektóre z nauczycielek prenumerowały wiedeńskie czasopisma, skąd brały wzory do szydełkowych prac.
Warto również dodać, że niebagatelną rolę w popularyzowaniu rękodzieła miała szkoła. Lekcje prac ręcznych, które dla dziewcząt prowadziły zazwyczaj żony dyrektorów placówek szkolnych, wprawiały je w szyciu, cerowaniu, haftowaniu, robieniu na drutach i szydełkowaniu. Umiejętności te przede wszystkim miały służyć w codziennym życiu przyszłym żonom i matkom. Nauczanie takie, padając na podatny grunt, dawało szansę na rozwinięcie talentu, a także – co równie ważne – możliwość dodatkowego zarobku. Niektóre z nauczycielek prenumerowały wiedeńskie czasopisma, skąd brały wzory do szydełkowych prac.
Warto również dodać, że niebagatelną rolę w popularyzowaniu rękodzieła miała szkoła. Lekcje prac ręcznych, które dla dziewcząt prowadziły zazwyczaj żony dyrektorów placówek szkolnych, wprawiały je w szyciu, cerowaniu, haftowaniu, robieniu na drutach i szydełkowaniu. Umiejętności te przede wszystkim miały służyć w codziennym życiu przyszłym żonom i matkom. Nauczanie takie, padając na podatny grunt, dawało szansę na rozwinięcie talentu, a także – co równie ważne – możliwość dodatkowego zarobku. Niektóre z nauczycielek prenumerowały wiedeńskie czasopisma, skąd brały wzory do szydełkowych prac.
Z podstawowych splotów: łańcuszka, półsłupków i słupków, tworzone są elementy – motywy. Wzory do wykonania poszczególnych elementów czerpane są ze świata przyrody i życia codziennego koniakowskich koronczarek. Są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Samą czynność szydełkowania nazywa się tutaj gwarowo heklowaniem, motywy kwiotkami, a serwety róziami albo rózićkami.
Obie tradycje pięknie spotykają się w kobiecym stroju ludowym – koronkowym czepcu i haftowanych kabotkach oraz chustach. Każda z tych technik zachwyca także osobno. Kultywowanie tradycji jest w tym regionie niezwykle ważne. Obie techniki stały się niepowtarzalną osobliwością beskidzkiej ziemi. Docenienie i promowanie tak pięknego, pracochłonnego rękodzieła pozwala ocalić je od zapomnienia i zaznajomić z nim kolejne pokolenia.
W rodzinnych przekazach prócz tajników warsztatu kładzie się nacisk na zachowanie symetrii, umiejętny dobór elementów, ich bogactwo. To wszystko razem tworzy ład, harmonię i przejrzystość kompozycji. Ponad stuletnia tradycja heklowania i haftowania zobowiązuje. W pracach konkursowych zauważyć można nie tylko tradycyjne motywy i formy, ale również przygotowanie hafciarek i koronczarek do konkursu. Przemyślały swoje prace, starając się pokazać nie tylko doskonałość warsztatu, staranność wykonania, bogactwo motywów, ale również to, że tradycyjne wzory można zamknąć w różnych kształtach. W przypadku koronki jedna z artystek przedstawiła prace w formie koła, prostokąta i kwadratu. Tradycyjny beskidzki haft krzyżykowy zdobi męską koszulę, kabotek i... plecak. Zachwyt wzbudzają prace wykonane z cienkich nici. Koronczarki sięgnęły po kordonki grubości 80, a nawet 100 (zbliżone grubością do średnicy ludzkiego włosa), hafciarki na cieniutkim płótnie wyszywały pojedynczą nicią z pasemka muliny.
A teraz zamilknę i miast literkom pozwolę przypatrywać się pięknym pracom konkursowym.